Co po nas zostanie?
Pamiętam powieszoną nad łóżkiem dziadka Mariana, szafkę – taką z litego drewna, naznaczoną już czasem, która miała dwie witryny, zamykane na mały kluczyk – wtedy przypominało mi to kluczyk od pamiętnika.
Ile radości sprawiały wizyty u dziadków i możliwość „odkrywania” na nowo owych, zamkniętych gablot i zastanawianie się co tym razem w niej znajdziemy. A było tam sporo skarbów! Stał stary, rosyjski budzik, ciężki jak cholera, który kiedyś niefortunnie spadł mi na głowę, była paczka cukierków anyżowych, których babcia Ala nie znosiła, a którymi my jako dzieci zajadaliśmy się. Było pióro na atrament, nie na jakieś tam naboje, na najprawdziwszy atrament, którym mogliśmy robić kleksy na białych kartkach.
Kredens babci Ilony pamiętam jako miejsce, do którego mieli dostęp nieliczni, a ile trzeba było się babcię naprosić aby móc poszperać w jej małym skarbcu! Były tam korale i klipsy, pierścionki i broszki – całe pudełeczka kobiecych ozdób, na które babcia kazała bardzo uważać. Był też klaser z monetami i pieniędzmi papierowymi minionej epoki finansowej, którymi uwielbialiśmy się bawić w sklep oraz czarno białe fotografie, dzięki którym poznaliśmy babcię jako młodą dziewczynę, idącą z plecakiem do szkoły.
Wracając pamięcią do czasów dzieciństwa zastanawiam się, co zostawimy naszym dzieciom, wnukom i prawnukom, co zostanie pamiątką i świadectwem naszych czasów. Czy nasze pokolenie, poza twardymi dyskami zapełnionymi setkami zdjęć z wakacji i filmikami z GoPro, pozostawi po sobie namacalny ślad w postaci skrawka papieru, kamyka, który dzieci będą mogły oglądać na lekcjach historii? Czy ludzie z przyszłości będą wiedzieli o nas mniej niż my teraz wiemy o swoich przodkach?
Żyjąc w czasach hiper konsumpcjonizmu ciężko jest mi odpowiedzieć na te pytania w sposób, który oznaczałby pozytywną szansę na przetrwanie pamiątek i znaków naszych czasów. Produkujemy dużo i na potęgę, ale niezbyt trwale z założenia. Moda zmienia się przynajmniej raz na kwartał. Sweter w kolorze burgundu „ważny” jest przez 3 miesiące, bo po nim „wchodzi” butelkowa zieleń. Smartfony wystarczają nam na rok, może dwa, bo pojawiają się nowe, lepsze modele. Z góry wiemy, że jak coś się zepsuje to nie warto naprawiać, lepiej wyrzucić.
Znów się zepsułeś i wiem co zrobię, zamienię Ciebie na lepszy model
W sklepach nie brakuje niczego. Niedzielny spacer zamieniamy na buszowanie na wyprzedaży w galerii handlowej. Kupujemy coraz więcej, jeszcze więcej wyrzucamy.
W kuchennych szafkach kurzą się elektryczne grille, tostery i sandwiche. Raz na rok korzystamy z gofrownicy. Całkiem dobry mikser chcemy wymienić na KitchenAida, bo tak jest modnie. Śmiejemy się, kiedy nasza mama lub babcia z sentymentu korzysta z pomarańczowego miksera Zelmera albo nie wyrzuca talerzy z nadrukiem łyżeczki i widelca (jak w barach mlecznych) na korzyść nowych z Ikei.
Zamiast listów piszemy smsy, wiadomości na messengerze. Zdjęć nie drukujemy, a chowamy je w cyfrowych albumach na dyskach twardych. Nie mamy czasu na zastanawianie się „po co nam to wszystko?”, bo kolejne nowości wysypują się z każdej strony, nie dając chwili oddechu i momentu namysłu. Szybko zapominamy o zdjęciach z minionej podróży, bo już jesteśmy w kolejnej…
Ciągle zmieniamy i ulepszamy wnętrza. Całkiem dobrą kanapę wystawiamy na cmentarz mebli, by móc wstawić nową, w modnym kolorze. Remontujemy, budujemy, urządzamy i tak w kółko, bo kolory nam się nudzą, bo zmiany są potrzebne.
Nasze piwnice czy strychy to nie siedliska pamiątek dla potomnych. To strefa wiecznego spoczynku nieużytków lub zepsutych obiektów. To miejsca przedmiotów odłożonych na wieczne nigdy i potem, miejsca nietrafionych prezentów, które głupio było wyrzucić lub komuś oddać.
CO PO NAS ZOSTANIE?
Komputerowe pliki, jeśli przechowamy je na tytanowych dyskach twardych, bezużyteczne płyty CD z fotografią i filmami, pod warunkiem, że będzie istniało sprawne urządzenie, na którym damy radę otworzyć te cyfrowe zapiski.
A może pozostanie profil na fejsbuku? Być może nasze wnuki zobaczą cudowne życie, szczęśliwych ludzi, zawsze uśmiechniętych i radosnych, nigdy nie zmęczonych i smutnych.
Wysypiska śmieci, zepsute powietrze i skażona gleba. Zniszczona przyroda odetchnie z ulgą na wieść o naszym odejściu.
Być może przetrwa garść emocji, dobre lub złe wrażenie? A może w pamięci ludzi zostaniemy tylko na chwilę, pogrzebani tak szybko, jak pogrzebią nas w ziemi?
Dbajmy aby to, co najcenniejsze nie przepadło, bo nie da się tego odzyskać. Nie mamy drugiej szansy, przegrywamy z przemijaniem…
fot. Pixabay
Paula
5 grudnia 2017 at 22:06Takie myślenie lubię. Ostatnio zastanawiałam się, co pomyśleliby o nas ludzie, którzy żyliby np. 1000 lat po nas. I prowadząc wykopaliska znaleźliby np. czyjś dysk z zachowanymi danymi (mało prawdopodobnie, ale gdybanie rzadko jest logiczne), jak my teraz znajdujemy fragmenty po dawnym życiu.
Dziewczyna z agencji
6 grudnia 2017 at 09:20Pytanie czy byliby w stanie w ogóle odtworzyć dane z takiego dysku 🙂
Maciej Wojtas
20 listopada 2017 at 15:01Podobno tak długo żyjemy, jak długo jesteśmy w pamięci innych ludzi.
To znaczy warto tak żyć, żeby nawet po śmierci być w pamięci innych ludzi (oczywiście nie jako koszmarny sen 😉
Jeśli więc dobrze przeżyjemy swoje życie, będziemy pamiętani przez dziesiątki lat 🙂
Dziewczyna z agencji
20 listopada 2017 at 15:03Oczywiście, że tak! Sami jesteśmy swoimi wizytówkami. Nie możemy tego spieprzyć 🙂
Ewelina
9 listopada 2017 at 07:30Bardzo ciekawy wpis 🙂 Dla mnie ten temat jest na czasie, ponieważ w tym roku odeszła bliska mi osoba. Zostały stare zdjęcia, które są śladem moich korzeni.
Pan Cytat
8 listopada 2017 at 11:12Bardzo magiczny wpis. Masz talent do pisania, czuć to, co piszesz.
Dziewczyna z agencji
8 listopada 2017 at 11:35bardzo dziękuję 🙂 zapamiętam te słowa i postaram się czarować bardziej 🙂
Dorota
25 października 2017 at 08:12Ja pamiętam obraz ze statkiem „Queen Mary” wisiał w kuchni mojej babci i zawsze rozpalał moją wyobraźnię:) Jej brudnopis w którym zapisywała wydatki, takim pięknym pismem. Mam nadzieję, że moim dzieciom też będę miała co pozostawić 🙂
Dziewczyna z agencji
25 października 2017 at 08:24Oj! Ja pamiętam cudowne pismo dziadka! Takie piękne, zawijane litery 🙂
Malwina
25 października 2017 at 08:05Pięknie napisane i też często się nad tym zastanawiam, staram się wywoływać zdjęcia, zatrzymuje najkrótsze liściki od mamy, na książkach piszę dedykacje, staram się zostawić jakiś ślad bo sama uwielbiam pamiątki, sentymenty ???
Dziewczyna z agencji
25 października 2017 at 08:23Też staram się przechowywać jakieś pamiątki, drobnostki – zbieram je w specjalnym albumie, aby to nie uciekło i zawsze można do tego zajrzeć 🙂
beciamala
23 października 2017 at 21:30Pięknie to opisałaś. Dziękuje
Dziewczyna z agencji
24 października 2017 at 08:47🙂 to ja dziękuję!
Po prostu MAMA
22 października 2017 at 18:54Cholera, a ja mam tyyyle albumów i tak szalenie kocham je oglądać! I kamyki, i muszelki też zbieram…
Zołza z kitką
19 października 2017 at 14:59Ja nie wiem, czy zależy mi na tym, by coś po mnie zostało – chyba, że pamięć w moich najbliższych 😉
Oskar
19 października 2017 at 10:56Ale luźno się Ciebie czyta :). Całkiem przyjemnie 😀
Dziewczyna z agencji
19 października 2017 at 12:08bardzo dziękuję 🙂 zapraszam ponownie!
Śpiąca Królewna
19 października 2017 at 09:40Prócz próżnej pogoni za konsumpcjonizmem, która raczej zostanie już na stałe wpisana w nasze życie i od nas zależy czy puścimy się w ten pęd, pojawia się też moda na minimalizm i powrót tego czym i w czym żyliśmy w latach przed tym całym wybuchem „mogę mieć wszystko w każdej chwili i mieć to muszę, bo wszyscy mają”. Czyli meble z charakterem, odnowione, jako wspomnienie byc moze swojego, czy rodziców dzieciństwa czy młodości. Coraz częściej pojawiają się głosy, by kupować dobrej jakości rzeczy, które są nie tylko modne i na tym kończy się ich funkcja, ale są dobre, trwałe i ponadczasowe. Coraz częściej pojawiają się pytania: czy na pewno tego potrzebujesz? Ja coraz częściej w ten sposób podchodzę do zakupów. Staram się nie robić żadnych inwestycji tylko emocjami. Oczywiście zdarza mi się polec w tej nierównej walce, zazwyczaj wtedy, kiedy pojawiają się na wyprzedaży genialne szpilki, które mimo, że założę moze ze dwa razy w roku, to jednak jak już je włożę, to prócz bólu stóp, będzie też szał ciał;) i w tym momencie kończy się minimalizm:p Myślę, że my jesteśmy tym ostatnim pokoleniem, który ma niebywale ważną rzecz do zrobienia dla swoich dzieci, czyli pokazanie im co jest w życiu ważne, a pogoń za konsumpcją przecież nią nie jest. Zatem to jak będzie wyglądała przyszłość zależy od nas:)
COPPI
19 października 2017 at 11:47Z tym wychowaniem dzieci, to nie jest prosta sprawa. Mam wrażenie, ze każde kolejne pokolenie chce dać dzieciom więcej niż dostało od rodziców. Z uwagi na zmieniające się realia, nie jest to rzeczą trudną do osiągnięcia, szczególnie dla pokolenia dzieci wychowanych w PRL, wchodzących w dorosłość wraz z tzw. przez Ciebie „wielkim wybuchem”.
Czy potrafimy odmówić pozornego komfortu wynikającego z konsumpcjonizmu dzieciom, skoro mamy problem, żeby odmawiać go sobie ?
Śpiąca Królewna
19 października 2017 at 12:32Nikt nie obiecywał, że wychowywanie dzieci to prosta sprawa, niezależnie od tego w jakim świecie przychodzi nam żyć:) Natomiast wydaje mi się, że własnie ze względu na to, że dzisiejsze dzieci wyrastają w dobrobycie, to tylko my mając w pamięci inne czasy, mamy szansę na to, żeby wychowywać dzieci zdrowo, pokazując różne jego oblicza i mechanizmy. To jest tak jak z naszymi babciami, nasi rodzice wojny nie pamiętają, ale dzięki pamięci ludzi, którzy ją przeżyli, którzy wiedzę o niej przekazywali, dla mnie to nie jest aż tak odległa sprawa, by nie mieć wyobrażenia, co takie doświadczenie za sobą niesie. Dla moich dzieci, wojna to jakaś totalna abstrakcja. Zatem własnie nam powinno być łatwiej pokazywać środek. Owszem ciężko jest jeśli nadal żyje się niby lepiej, bo niby wszystko można i ciągle otrzymujemy komunikaty, że jeszcze nam czegoś do szczęścia brakuje, więc gdy przychodzi czas, ze możemy mieć wszystko, po prostu nam odpierdala. To jest zdrowy objaw, pod warunkiem, że umiemy się w tym odnaleźć. To że nie wszyscy umieją, to temat na inną dyskusję:)
COPPI
19 października 2017 at 13:12Zgadzam się w całej rozciągłości 🙂 Zastanawia mnie to co napisałaś o wojnie, nie tak odległej dla Ciebie sprawie. Ostatnio w biografii Lema, autorstwa Orlińskiego (czterdziestokilkulatka) przeczytałem, ze pokolenie wychowane w PRL, do którego się również zaliczam, wychowane było w duchu oczekiwania na wojnę. Trudno mi było zgodzić się z autorem na goraco po przeczytaniu tego fragmentu ale jak lepiej się nad tym zastanowię, to: wojenne seriale, który każdy z nas znał takie jak „Stawka” czy „Czterech pancernych”, na czele państwa mundurowi, na podwórku zabawa w wojnę… Pomimo upływu lat temat wojny wciąż był aktualny. Co się zmieniło ? Wraz z „wielkim wybuchem” wpuszczone zostało do społeczeństwa świeże powietrze, pozbawione pierwiastków „wojennych” czy to po prostu czas pokrył wszystko kurzem ? Tak czy inaczej, bardziej od roli rodziców w uświadamianiu znaczenia wojny „obwiniałbym” masową kulturę, tak przecież jednorodną w tamtych czasach.
Śpiąca Królewna
19 października 2017 at 14:31Zgadza się, ale nie można zrzucać całej odpowiedzialności na masową kulturę, która pcha sie nam wszystkimi otworami;) Od tego właśnie mamy rozum, by pokazywać nie tylko dzieciom, ale w ogóle swoją postawę, otaczającemu nas światu. Uczymy nie tylko dzieci patrzenia na świat, ale też siebie na wzajem. Jesteśmy naczyniami połączonymi, czy nam sie to podoba czy nie i mamy na siebie wpływ. Zatem, jeśli zobaczę, ze pośród zachłyśnięcia się wszechogarniającym idealizmem i sztandarowym hasłem „musisz to mieć, bedziesz szęśliwszy”, jest ktoś kto patrzy na to z boku i żyje po swojemu, może nawet na przekór, to być może uda mi się zachować równowagę i nie wpaść w ten narzucaony nam wir, tylko widzieć szerzej. A dzieci…uczą się obserwując otoczenie. Zatem naszą postawą, tym co mówimy, robimy, czytamy, oglądamy i jak reagujemy wychowujemy. Zdecydowanie dzisiejsze dzieci żyją na dużo lżejszym poziomie, bez tego obrazu wojny z tyłu głowy, który, tak jak mówisz, był nam wszechobecny. To niesie za sobą też niebezpieczeństwo braku świadomości, że np. zachowania nacjonalistyczne to bardzo krótka piłka, którą można sobie i światu zrobić krzywdę.
Dziewczyna z agencji
19 października 2017 at 12:13bardzo dziękuję za ten wpis Śpiąca Królewno! faktycznie mamy trudne zadanie do zrobienia – pokazanie naszym dzieciom co w życiu jest ważne, ale czy uda nam się właśnie w tej pogoni znaleźć czas i chęci aby to zrobić? czy będąc często ofiarami konsumpcjonizmu, zupełnie przez przypadek, nie damy im w mojej opinii złego przykładu? Z tym minimalizmem się zgodzę – obecnie panuje na to moda i mam nadzieję, że z mody przejdzie to w wielu przypadkach w styl życia, czego wszystkim życzę 🙂 abyśmy zwracali uwagę na rzeczy naprawdę potrzebne.
Śpiąca Królewna
19 października 2017 at 14:31bardzo proszę:) czy pojawi się tematyka kulinarna? bowiem mam ochotę na placki ziemniaczane;)
Dziewczyna z agencji
19 października 2017 at 14:35Myślę Śpiąca Królewno, że nie będziesz rozczarowana 🙂
beciamala
23 października 2017 at 21:27A może na pyszne babcine pierogi jedyne w swoim rodzaju?
Małgorzata Hert
19 października 2017 at 09:31Świetny i konkretny wpis. Chyba za bardzo dziś się nad tym nikt nie skupia.
Ren
19 października 2017 at 09:04Dlatego moja Mama upiera się, ze kazde zdjecie mam wywołać…. słusznie
Dziewczyna z agencji
19 października 2017 at 09:07teraz robimy zdjęcia na potęgę, każdy z nas ma smartfona i to już wystarczy… drukować wszystko byłoby ciężko, ale część myślę że warto 🙂
Coppi
19 października 2017 at 08:29Najlepsze co przeczytałem od kilku miesięcy !